Pierwszym moim zwierzątkiem był zając, którego postawiłem na zakręcie dróżki dojazdowej do posesji szwagra. Nie zastałem Go, więc dla zgrywu ( oczywiście z wielkimi problemami ) ustawiłem go tak, żeby dojeżdżając do domu wieczorem oświetlał śnieżnego zająca reflektorami samochodu. Jak się później okazało, kawał się udał! Najpierw było zaskoczenie a później domysły : - Kto to mógł zrobić ? Zgadli. Od tej pory " zając " stał się moim podpisem, znakiem rozpoznawalnym (szybko się robi i nie wymaga dużej ilości śniegu ).
|
- jak ten smok |
|
To figura dla upamiętnienia psa koleżanki - Lola - fajna była psica. Zrobiłem Ją na posesji tuż za furtką. Jeden z uczniów, który przyszedł na korepetycje, bał się wejść! Wziął śnieżną rzeźbę za prawdziwego psa! No, fakt - wyglądała bardzo realistycznie... |
|
Tak się płynie na delfinie |
|
Misie jak maskotki. Ta figurka była pod Domem Kultury.... - gdzie jak gdzie ale w tym miejscu wydawało mi się, że postoi dłużej.... - niestety myliłem się! |
|
A te białe, niemal jak żywe |
|
Mój pierwszy łabędź |
|
Przez jakieś dwa dni to maleństwo było jajkiem! |
|
A tu chodziło o Święta Wielkanocne! |
Zima nieco się przedłużyła.
|
Na resztkach z bałwana posadziłem Kikę. |
|
Foka i prosty pomysł z patykiem |
|
Ta marchewka była wcześniej nosem bałwana |
|
Byłem pewien, że się podtopi i ześlizgnie się z tej zjeżdżalni. Tymczasem przyszedł mróz a na dodatek był w cieniu, więc przesiedział tam kilka dni. |
|
Kompozycja dużego z młodym lepiej się prezentuje niż pojedyńczo. |
A tu figurka gliniana. Leżąc na kocu wygrzebałem z pod piasku kawałek gliny, kamyki, patyki ( a nie lubię leżeć na plaży bezczynnie ), i tak mimochodem wyszło mi coś takiego. To zdjęcie na pamiątkę z pobytu nad morzem Bałtyckim w Karwii.
|
Oczywiście dla pieska kość. |
|
A tu Kika z okularnikiem. Te połamane, bez szkieł okulary znalazłem w pobliżu i świetnie nadały się do figury. |
|
Kika na ryneczku już prawie uzbierała na piwo dla mnie ale ktoś się połakomił
|
|
Sowa na drzewie ( ciekawy pomysł ) normalnie roiła furorę! |
|
To mój znak firmowy.... |
|
Przez niefortunną miskę misio robi za kangura.
A tego słodziaka ktoś pod osłoną nocy normalnie ukradł! Ciekawe gdzie go trzymał? - W lodówce?
|
|
Na pniu i wewnątrz |
|
Misie po odnowieniu - w oddali widać ruiny zamku i dalej chyba najsympatyczniejszą figurę...zniszczoną. |
Te figurki nie były w cieniu i ostre słońce nie dało żadnych szans na przetrwanie a orzechy imitujące oczy absorbując ciepło wtopiły się głęboko w śnieg.
I to by było na tyle. Jeszcze raz gorąco polecam zabawy na śniegu i w śniegu. Mam nadzieję, że popchnąłem tą publikacją kogoś w moje ślady. Powodzenia! Kończę Eskimoską maksymą : - Nie jemy żółtego śniegu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz